środa, 26 lutego 2014

Szkoda

Znacznie trudniej jest przejść stratę straconej szansy niż nie otrzymanie jej wcale. Szczególnie, gdy jest ona stracona z bardzo prozaicznego powodu.

Dokładnie tydzień temu otrzymałem bardzo ciekawe i atrakcyjne zaproszenie od wielkiej firmy - piękne europejskie miasto, wielka impreza poprzedzona kameralnym spotkaniem z bardzo ważnymi osobami. Zapewniony przelot, hotel itp.

Nie bez wahania - rozwalony harmonogram bardzo ważnego tygodnia, jakieśtam jednak koszty i paniczny strach przed lataniem - przyjąłem zaproszenie. Wypełniłem formularz, zostawiając jednak puste dane o paszporcie - dokument ten bowiem mam już nieważny. Kraj, do którego miałem lecieć jest w Schengen więc uznałem, że nie będzie to wielki problem.

Zapraszający chciał jednak dane paszportu, a zatem następnego dnia złożyłem wniosek i otrzymałem informację, że do końca lutego paszport będzie. Napsałem zatem zapraszającemu, że w drugiej połowie obecnego tygodnia prześlę dane. Sprzeciwu nie było, jedynie prośba aby zrobić to jak najszybciej.

Wczoraj wieczorem otrzymałem maila, że nie mogą dłużej czekać i moje miejsce zostało dane komuś innemu. Dziś dostałem informację, że mogę odebrać paszport - mega szybko jak na polskie standardy i to w normalnym trybie. Zabrakło zatem kilkunastu godzin.

Samo zaproszenie było dla mnie sporym szokiem, nie myślałem, że mogę być uwzględniany przy takich eventach. Podobno zaproszono 9 osób z Europy i 2 z Polski. Skoro już jednak otrzymałem szansę, wiedziałem, że muszę ją wykorzystać. Nie udalo się. Szkoda.

Sprawę zaliczam do kategorii porażek i w tym momencie niestety jestem mocno zawiedziony. Każdą porażkę bardzo mocno przeżywam. I uważam, że nie jest to wada. Gorzej byłoby, gdybym przechodził nad nimi do porządku dziennego. Z tej, jak i ze wszystkich poprzednich można wyciągnąć jakieś wnioski. Każda daje jeszcze większą motywację do pracy, choć przez pierwsze dni najchętniej leżałbym w łóżku z miną na kwintę. Pamiętam jak nasz pies był mocno chory - zniknął na kilka dni, już "postawiliśmy na nim krzyżyk", a on w końcu wyszedł ze swojej "skryjówki" - zdrowy ale słaby. I chyba ze mną też tak jest - nie oczekuję litowania itp. - sam muszę przejść przez to niepowodzenie. Oczywiście w tym przypadku przejdzie mi szybko, chyba że okaże się, że paszport nie był prawdziwym powodem, a to niestety też biorę pod uwagę.

Rozwijając dzisiejszy - zasadniczo błahy temat - na bardziej poważne kwestie, mogę powiedzieć, że nienawidzę powiedzenia "co cię nie zabije to cię wzmocni". Przypomina mi to pocieszanie w stylu "będzie dobrze". W sensie fizycznym jest ono zupełnie bezsensowne. Może byłoby zasadne w odniesieniu do wyłącznie do kwestii psychologicznych, ale jako realista wiem, że one zawsze wiążą się z fizycznością. Jeżeli zatem coś przeżywam, to de facto skracam sobie życie.

Aby spiąć klamrą ten tekst po raz trzeci napiszę: szkoda, że nie wyszło, ale z drugiej strony, tylko takich "zmartwień" sobie życzę w tym roku :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz